Writen at: 2016-08-04 04:57:11
czwartek
Punktualnie zgodnie z programem pojawiliśmy się przed byłym kościołem.... niestety obiekt był nadal zamknięty a wydobywał się z niego smród spalenizny.... podobno był tam mały pożar czy spięcie, czy to prawda nie wiem, i nie dociekam, ale zrobiła się z tego spora odsuwa, która rozwaliła mi ten dzień, do reszty dobił mnie zaduch i tłok w kościele przez co niewiele dałem radę zobaczyć.... ale od początku pierwszy na scenie pojawił się zespół Nonamen, dla mnie to zespół poszukujący, muzycy szukają swojego stylu, każdy ciągnie w swoją strone, nic ciekawego do tej pory nie znaleźli.... lepszy koncert dali Cemetery of Scream, ale przez zaduch oglądałem go tylko fragmentarycznie... monoLight niezainteresowani mnie zupełnie.... Two Witches dla mnie odkrycie tego dnia świetny koncert i jedyny jaki w czwartek obejrzałem w całości.... i właściwie to by było na tyle jeśli chodzi o czwartek bo jak zobaczyłem tłum jaki próbował wejść na The Devil & The Universe to sobie odpuściłem, odpuściłem sobie także pozostałe koncerty tego dnia, w tym koncert XIII Stoleti na który bardzo czekałem, ale koncert to jednak delektowanie się muzyką, a nie walka z tłokiem i zaduchem dlatego moja ogromna prośba do organizatorów by takich koncertów jak XIII Stoleti nie robić w tym kościele..... Ogólnie czwartek to dla mnie w tym roku najgorszy dzień festiwalu....
Piątek
To z kolei dla mnie najlepszy dzień festu, który cały spędziłem na zamku... Pierwszy zespół Dogs in Trees moim zdaniem i muzycznie i wizerunkowo nadawał się do kościoła, więć nie poświęciłem mu dużo uwagi, celowo by uniknąć zmęczenia odpuściłem sobie też Radogosta choć nie jest to zły zespół... za to na Das Moon bawiłem się przednio, choć przez to, że zespół skupił się na kawałkach z 3 płyty która jeszcze nie wyszła, nie usłyszałem kilku moich ulubionych kompozycji z płyt 1 i 2... koncert Deathcamp Project oglądałem od 2 połowy i jak zwykle muzycy tej formacji mnie nie zawiedli, gratuluje im również frekwencji... Ostatnie 3 koncerty to już były dla mnie obowiązkowe...Moonlight widziałem ich ostatni raz w Gnieźnie w 2007 roku i myślałem, że już ich nie zobaczę...ich powrót mnie powalił.... wspaniały koncert i super setlista.. Następnie Xandria, dla mnie to najlepszy koncert całego festiwalu, coś wpaniałego, bardzo profesjonalna wokalistka mająca niesamowicie dobry kontakt z publicznością dla takich chwil warto żyć... tu mała dygresja i szczypta złośliwości ;-) nie ukrywam, że powrót takiego grania na CP po bardzo długiej przerwie był jednym z celów mojego życia... ile to się tu i ówdzie naczytałem złośliwości, że na taki koncert nikt nie przyjdzie itp. że plac będzie świecił pustkami... gdy zobaczyłem, te tłumy, tych wspaniale bawiących się ludzi, z flagami z Xandrią, to muszę tu napisać, że Xandria miała najwspanialszą i najbardziej żywiołową publikę... ze swej strony chciałbym podziękować tym kilku osobom, które podobno zbojkotowały ten koncert... to tylko dzięki Wam znaleźliśmy ten kawałek miejsca na placu, żeby ten koncert zobaczyć, bo tak byłoby krucho...;-) Na koniec długi i piękny koncert Clan of Xymox, jedyne cobym mógł się przyczepić to fakt, że setlista bardzo podobna z tej co Xymoxi zagrali na dvd z Bolkowa...
sobota
Dzień nierówny... przez chwilę trafiłem na te ambienty w kościele, ale dla mnie to jednak ciut za dziwna muza była ;-) trochę zawiódł mnie Tranquilizer, nie do końca mam jeszcze wyrobione zdanie o tej kapeli, ale dla mnie to taki Blindead z żeńskim wokalem ze świata Justyny Steczkowskiej czy te dwa światy współbrzmią ze sobą, dla mnie niekoniecznie, za to świetny koncert Przemka Zdunka i The Cuts, choć osobiście nieco zmieniłbym setlistę, bo panowie mają lepsze utwory w zanadrzu, klimatycznie zagrali The Spiritual Bat, choć pogoda nie pasowała do ich występu... kolejne koncerty opuściłem celowo, choć Blindead i Leæther Strip znakomicie słyszałem z tarasu i nie żałuje że opuściłem te występy... Garden Of Delight ostatni raz widziałem w 2008 roku i wtedy była to dla mnie absolutnie rewelacja festiwalu... od tego czasu wokalista tej kapeli wielokrotnie z różnymi projektami na CP się pojawiał i chyba, za często jednak się pojawiał, bo te wszystkie projekty zaczęły mi się zlewać, a koncert ciągnął się niemiłosiernie, potrzebuje kilka lat odpoczynku od tego pana.... ;-) Za to Fields Of The Nephilim zagrali świetnie, był to najlepszy koncert Fieldsów jaki widziałem, szkoda, tylko, że taki krótki, już zaczynałem się świetnie bawić a tu już bisy... oczywiście wiedziałem, że nie zagrają tak długo jak to wynikało z programy, ale zakończenie podstawowego seta po 45 min... tak wyszli na dwa isy i chwala im za to, ale to nadal tylko 55 min. muzyki tej kapeli, trochę mało...
niedziela
dzień nieco szalony, przez opóźnienia w kościele (który to już raz) nie zobaczyłem kilku kapel na których mi zależało, a zobaczyłem kilka nieplanowanych i tak np. taki Madmancircus, kompletnie nie moja bajka muzyczna, a koncert świetny, z kolei Evidence Based Medicine to już do mnie muzyczna porażka, a potem wystąpiła dla mnie rewelacja tej edycji duet Sexy Suicide, piękny koncert, mają potencjał żeby zawojować polski rynek muzyczny i to nie tylko gotycki... niech za rok wrócą na główną scenę CP..Absolute Body Control nie znałem specjalnie tej kapeli i w sumie tego nie żałuje, bo mnie nie zachwycili, ale muszę przyznać, że wiele osób bawiło się na nich świetnie, z kolei bardzo podobał mi się półtoragodziny koncert De/Vision, a festiwal zakończył całkiem klimatyczny koncert Closterkeller oparty w dużej mierze na mojej ulubionej płycie Nero...
Ogólnie było dobrze, pamiętam lepsze edycje pamiętam i gorsze... na koniec krótkie podsumowanie:
najlepsze koncerty:
1 Xandria
2 Moonlight
3 Sexy Suicide (nie wiem czy nie powinni być wyżej ;-) )
4 Fields Of The Nephilim (byliby znacznie wyżej gdyby podstawowego setu koncertowego nie zakończyli po 45 min) i Clan of Xymox
Wyróżnione koncerty De Vision, Das Moon, The Cuts
Objawienie festiwalu Sexy Suicide !!!!
Wyróżnienie na plus Two Witches
Wyróżnienie na minus czwartkowa sytuacja w kościele zadymienie, odsuwy, tłok, zaduch.... muzycznie unikałem kapel które mnie nie interesują więc takich specjalnie nie było, trochę więcej spodziewałem się po koncertach Tranquilizer i Garden Of Delight.
------------------------------------------------
Kto zna się na wszystkim, nie zna się na niczym
Punktualnie zgodnie z programem pojawiliśmy się przed byłym kościołem.... niestety obiekt był nadal zamknięty a wydobywał się z niego smród spalenizny.... podobno był tam mały pożar czy spięcie, czy to prawda nie wiem, i nie dociekam, ale zrobiła się z tego spora odsuwa, która rozwaliła mi ten dzień, do reszty dobił mnie zaduch i tłok w kościele przez co niewiele dałem radę zobaczyć.... ale od początku pierwszy na scenie pojawił się zespół Nonamen, dla mnie to zespół poszukujący, muzycy szukają swojego stylu, każdy ciągnie w swoją strone, nic ciekawego do tej pory nie znaleźli.... lepszy koncert dali Cemetery of Scream, ale przez zaduch oglądałem go tylko fragmentarycznie... monoLight niezainteresowani mnie zupełnie.... Two Witches dla mnie odkrycie tego dnia świetny koncert i jedyny jaki w czwartek obejrzałem w całości.... i właściwie to by było na tyle jeśli chodzi o czwartek bo jak zobaczyłem tłum jaki próbował wejść na The Devil & The Universe to sobie odpuściłem, odpuściłem sobie także pozostałe koncerty tego dnia, w tym koncert XIII Stoleti na który bardzo czekałem, ale koncert to jednak delektowanie się muzyką, a nie walka z tłokiem i zaduchem dlatego moja ogromna prośba do organizatorów by takich koncertów jak XIII Stoleti nie robić w tym kościele..... Ogólnie czwartek to dla mnie w tym roku najgorszy dzień festiwalu....
Piątek
To z kolei dla mnie najlepszy dzień festu, który cały spędziłem na zamku... Pierwszy zespół Dogs in Trees moim zdaniem i muzycznie i wizerunkowo nadawał się do kościoła, więć nie poświęciłem mu dużo uwagi, celowo by uniknąć zmęczenia odpuściłem sobie też Radogosta choć nie jest to zły zespół... za to na Das Moon bawiłem się przednio, choć przez to, że zespół skupił się na kawałkach z 3 płyty która jeszcze nie wyszła, nie usłyszałem kilku moich ulubionych kompozycji z płyt 1 i 2... koncert Deathcamp Project oglądałem od 2 połowy i jak zwykle muzycy tej formacji mnie nie zawiedli, gratuluje im również frekwencji... Ostatnie 3 koncerty to już były dla mnie obowiązkowe...Moonlight widziałem ich ostatni raz w Gnieźnie w 2007 roku i myślałem, że już ich nie zobaczę...ich powrót mnie powalił.... wspaniały koncert i super setlista.. Następnie Xandria, dla mnie to najlepszy koncert całego festiwalu, coś wpaniałego, bardzo profesjonalna wokalistka mająca niesamowicie dobry kontakt z publicznością dla takich chwil warto żyć... tu mała dygresja i szczypta złośliwości ;-) nie ukrywam, że powrót takiego grania na CP po bardzo długiej przerwie był jednym z celów mojego życia... ile to się tu i ówdzie naczytałem złośliwości, że na taki koncert nikt nie przyjdzie itp. że plac będzie świecił pustkami... gdy zobaczyłem, te tłumy, tych wspaniale bawiących się ludzi, z flagami z Xandrią, to muszę tu napisać, że Xandria miała najwspanialszą i najbardziej żywiołową publikę... ze swej strony chciałbym podziękować tym kilku osobom, które podobno zbojkotowały ten koncert... to tylko dzięki Wam znaleźliśmy ten kawałek miejsca na placu, żeby ten koncert zobaczyć, bo tak byłoby krucho...;-) Na koniec długi i piękny koncert Clan of Xymox, jedyne cobym mógł się przyczepić to fakt, że setlista bardzo podobna z tej co Xymoxi zagrali na dvd z Bolkowa...
sobota
Dzień nierówny... przez chwilę trafiłem na te ambienty w kościele, ale dla mnie to jednak ciut za dziwna muza była ;-) trochę zawiódł mnie Tranquilizer, nie do końca mam jeszcze wyrobione zdanie o tej kapeli, ale dla mnie to taki Blindead z żeńskim wokalem ze świata Justyny Steczkowskiej czy te dwa światy współbrzmią ze sobą, dla mnie niekoniecznie, za to świetny koncert Przemka Zdunka i The Cuts, choć osobiście nieco zmieniłbym setlistę, bo panowie mają lepsze utwory w zanadrzu, klimatycznie zagrali The Spiritual Bat, choć pogoda nie pasowała do ich występu... kolejne koncerty opuściłem celowo, choć Blindead i Leæther Strip znakomicie słyszałem z tarasu i nie żałuje że opuściłem te występy... Garden Of Delight ostatni raz widziałem w 2008 roku i wtedy była to dla mnie absolutnie rewelacja festiwalu... od tego czasu wokalista tej kapeli wielokrotnie z różnymi projektami na CP się pojawiał i chyba, za często jednak się pojawiał, bo te wszystkie projekty zaczęły mi się zlewać, a koncert ciągnął się niemiłosiernie, potrzebuje kilka lat odpoczynku od tego pana.... ;-) Za to Fields Of The Nephilim zagrali świetnie, był to najlepszy koncert Fieldsów jaki widziałem, szkoda, tylko, że taki krótki, już zaczynałem się świetnie bawić a tu już bisy... oczywiście wiedziałem, że nie zagrają tak długo jak to wynikało z programy, ale zakończenie podstawowego seta po 45 min... tak wyszli na dwa isy i chwala im za to, ale to nadal tylko 55 min. muzyki tej kapeli, trochę mało...
niedziela
dzień nieco szalony, przez opóźnienia w kościele (który to już raz) nie zobaczyłem kilku kapel na których mi zależało, a zobaczyłem kilka nieplanowanych i tak np. taki Madmancircus, kompletnie nie moja bajka muzyczna, a koncert świetny, z kolei Evidence Based Medicine to już do mnie muzyczna porażka, a potem wystąpiła dla mnie rewelacja tej edycji duet Sexy Suicide, piękny koncert, mają potencjał żeby zawojować polski rynek muzyczny i to nie tylko gotycki... niech za rok wrócą na główną scenę CP..Absolute Body Control nie znałem specjalnie tej kapeli i w sumie tego nie żałuje, bo mnie nie zachwycili, ale muszę przyznać, że wiele osób bawiło się na nich świetnie, z kolei bardzo podobał mi się półtoragodziny koncert De/Vision, a festiwal zakończył całkiem klimatyczny koncert Closterkeller oparty w dużej mierze na mojej ulubionej płycie Nero...
Ogólnie było dobrze, pamiętam lepsze edycje pamiętam i gorsze... na koniec krótkie podsumowanie:
najlepsze koncerty:
1 Xandria
2 Moonlight
3 Sexy Suicide (nie wiem czy nie powinni być wyżej ;-) )
4 Fields Of The Nephilim (byliby znacznie wyżej gdyby podstawowego setu koncertowego nie zakończyli po 45 min) i Clan of Xymox
Wyróżnione koncerty De Vision, Das Moon, The Cuts
Objawienie festiwalu Sexy Suicide !!!!
Wyróżnienie na plus Two Witches
Wyróżnienie na minus czwartkowa sytuacja w kościele zadymienie, odsuwy, tłok, zaduch.... muzycznie unikałem kapel które mnie nie interesują więc takich specjalnie nie było, trochę więcej spodziewałem się po koncertach Tranquilizer i Garden Of Delight.
------------------------------------------------
Kto zna się na wszystkim, nie zna się na niczym
Author: Vlad TepeS
PM E-mail
Writen at: 2016-08-04 09:56:14
Najlepszy festiwal od lat ,dobrze że bylo mało elctro badziewia i było przez to było mniej plastików ,zrobiło sie bardziej czarno gotycko wreszcie :)
Najlepsze wystepy dla mnie to GARDEN OF DELIGHT i rewelacyjni Fields of the Nephilim ,warto ty lat było czekać genialny koncert :) POZDRAWIAM ORGANIZATORÓW SERDECZNIE ZA FOTN :) To był strzal w dziesiątke :) !!!!!!!!!!!!!!!
------------------------------------------------
Najlepsze wystepy dla mnie to GARDEN OF DELIGHT i rewelacyjni Fields of the Nephilim ,warto ty lat było czekać genialny koncert :) POZDRAWIAM ORGANIZATORÓW SERDECZNIE ZA FOTN :) To był strzal w dziesiątke :) !!!!!!!!!!!!!!!
------------------------------------------------
Author: gerogoth
PM E-mail
Writen at: 2016-08-05 22:06:41
No to czas, bym ja napisał kilka słów, piję wino, słucham listy Trójki, relaksuję się, więc powspominać Bolków należy.
Przybyłem wraz ze znajomymi koło 15.00, ale do kościoła dotarliśmy dopiero na Two Witches, żałowałem, że się nie wyrobiłem na Cemetery of Scream, szczególnie na kawałek "Evil Inside", no ale cóż.
Two Witches, dobre granie, pomimo gorąca i wielu ludzi było okej, wytrwałem, później The Devil and The Universe- dla mnie przerost formy nad treścią, ale osoby z którymi rozmawiałem były wręcz zachwycone. Dla mnie chyba nie muzyka a ich filmiki były ciekawsze, ale w ogóle nie moje klimaty.
NEO- wyszedłem po dwu kawałkach, tym bardziej nie moje.
XIII Stoleti- na zamku pewnie sprawiliby mi radość, w kościele po tym jak obtarło się o mnie w ciągu kilku minut 50 osób, dodać ścisk i niesamowitą duchotę, sorry, ale wyszedłem po 2 niecałych kawałkach, na zewnątrz z kolei było niewiele słychać i było zimno.
Wróciłem na chwilę później, ale to bez sensu było, podobnie jak rok temu przy Artrosis, Jeśli koncert ma być męczarnią fizyczną, to te koncerty spełniały swoją rolę, może jestem nadwrażliwy, ale muzyka w takich warunkach mnie nie porusza ani nie ciekawi.
Szkoda.
Piątek
Po doświadczeniach czwartkowych kościół postanowiłem sobie odpuścić i byłem już tylko na zamku. Po doświadczeniach zeszłorocznych, kiedy trudno było mi z kwatery do tego zamku dotrzeć, bo whisky, grill i rozmowy, narzuciliśmy sobie dyscyplinę i udawało nam się być na zamku już na pierwszym koncercie znaczy mnie, bo znajomi wybierali kościół i w piątek i sobotę).
Dogs in Trees- dobre, klimatyczne i sympatyczne, niezły początek festiwalu
Radogost- miałem odpuścić, ale zostałem, nie żałuję, niezła zabawa
Das Moon- pani trochę ubrana jak na dyskotekę była, ale koncert przedni, podobało mi się
Deathcamp Project- jeden z najlepszych koncertów festiwalu, dobrze, rockowo, mocno,
Moonlight był zespołem, na który chyba czekałem w 2016 najbardziej. Nie rozczarowałem się, zachwyciłem, Maja dalej głos ma, muzycznie było ślicznie, choć idealnie nie było, bo trochę za krótko, niepotrzebny ten pan, co się w dwu kawałkach wokalnie udzielał, no i chyba jednak byli stremowani. Ale plus duży, radość duża, piękny, sentymentalny powrót do przeszłości, kiedy jeszcze na wszystko było nadzieja i nic nie było wiadome.
Xandria- atmosfera była żywiołowa, pani nawiązywała kontakt z publiką, muzyka niezła, ale ten skrzeczący głos wokalistki, ogólnie do poskakania fajne, ale nic, co by zachwyciło.
No i headliner: czekałem, myślałem, że będzie pięknie tak jak na Deine Lakaien czy Lacrimosie, jednak nie było, za smętnie za nudno, trochę jakby grali ten sam kawałek. Poza jednym bisem brakło im poweru. No cóż, wolę Clan of Xymox słuchać w domu.
Sobota
Dotarłem na Tranquilizer, z opóźnieniem kilkuminutowym, było cudownie, było hipnotycznie, było pięknie, szkoda że tak krótko. Jak dla mnie mogą grać co roku, zachwyciłem się już przed festiwalem, na CP tylko się utwierdziłem, że świetna muza.
The Cuts zagrało równie dobrze, brakło kilka kawałków, może nie do końca w klimacie Castle Party, ale świetny rockendroll z niegłupimi tekstami. trochę przypominali mi projekty Lesława (Komety, Partia) i Grabaża (Pidżama, Strachy), tylko na mroczniejszą modłę. jestem za, ludzie też się bawili świetnie.
Później zaczęło się już klasycznie i gotycko czyli The Spiritual Bat, bardzo dobra muza, moje klimaty.
Blindead sobie podarowałem, bo się nasyciłem koncertami, choć żałowałem na poprzednim CP że ich nie zobaczyłem, no cóż, człowiek zmiennym jest.
Po drinku, jedzonku i rozmowie na egzystencjalne tematy wróciłem na końcówkę Leather Strip, podobało mi się, nawet żałowałem, że nie byłem na całym (btw, dziwnie tak na zamku bez electro w tym roku i bez niemieckiej dyskoteki, nie ma przy czym poskakać, nie ma na co narzekać)
Garden i Fields- no cóż, gotyckie misterium, pięknie i mrocznie, ale nie wywołali we mnie takich emocji jak na poprzednich festiwalach Lacrimosa, Anneke, Zeromancer, Beauty of Gemina, Whispers in the Shadow, Deine Lakaien czy genialny LAM. ale to bardziej o mnie chodzi niż o muzykę.
Niedziela
W niedzielę był jednak grill, była whisky i były rozmowy dzienne Polaków o wszystkim a głównie o uchodźcach, islamie i multikulturowości, których ja byłem orędownikiem i obrońcą, ale miałem dobrego adwersarza (pozdro Tomku:)),
Dotarłem więc dopiero na Skeletal Family i oczywiście mnie zachwyciło, wokalistka pełna energii, muzycznie moje klimaty, klasycznie. Takie bandy powinny być zawsze.
Absolute Body Control sobie odpuściłem, ale nie pamiętam, gdzie i co robiłem.
Na De/ Vision wróciłem i nie chwyciło mnie, trochę jak szkolna dyskoteka, no i zamiast niemieckiej wersji Depeche Mode wolałbym jednak oryginał. Lepsze niż And One, ale podobali mi się średnio, wolałem ich słuchać w domu.
No i Closterkeller- dla mnie bomba, ale obiektywny nie jestem. Anję uwielbiam po prostu, Clostera na zamku chciałem zobaczyć i usłyszeć.
Zagrali bardzo pod festiwal: mrocznie, ciężko, mocno, z nawiązaniami do klasyki (covery DCD, Siouxsie i The Cure), zagrali cudownie "Miraż", na bis "Violette", czego więcej potrzeba do szczęścia. No może lepszego nagłośnienia i coś z płyty "Scarlette". No ale przy Closterze ja bym ułożył 3 różne setlisty i by kawałki się nie powtarzały:)
I koniec niestety nadszedł.
Z różnych względów jedno z lepszych Castle Party dla mnie, poza muzyką było genialnie towarzysko, była znowu świetna kwatera i gospodyni, były aftery. Pięknie było, znacznie lepiej niż rok temu.
No a teraz korporzeczywistość:)
------------------------------------------------
Przybyłem wraz ze znajomymi koło 15.00, ale do kościoła dotarliśmy dopiero na Two Witches, żałowałem, że się nie wyrobiłem na Cemetery of Scream, szczególnie na kawałek "Evil Inside", no ale cóż.
Two Witches, dobre granie, pomimo gorąca i wielu ludzi było okej, wytrwałem, później The Devil and The Universe- dla mnie przerost formy nad treścią, ale osoby z którymi rozmawiałem były wręcz zachwycone. Dla mnie chyba nie muzyka a ich filmiki były ciekawsze, ale w ogóle nie moje klimaty.
NEO- wyszedłem po dwu kawałkach, tym bardziej nie moje.
XIII Stoleti- na zamku pewnie sprawiliby mi radość, w kościele po tym jak obtarło się o mnie w ciągu kilku minut 50 osób, dodać ścisk i niesamowitą duchotę, sorry, ale wyszedłem po 2 niecałych kawałkach, na zewnątrz z kolei było niewiele słychać i było zimno.
Wróciłem na chwilę później, ale to bez sensu było, podobnie jak rok temu przy Artrosis, Jeśli koncert ma być męczarnią fizyczną, to te koncerty spełniały swoją rolę, może jestem nadwrażliwy, ale muzyka w takich warunkach mnie nie porusza ani nie ciekawi.
Szkoda.
Piątek
Po doświadczeniach czwartkowych kościół postanowiłem sobie odpuścić i byłem już tylko na zamku. Po doświadczeniach zeszłorocznych, kiedy trudno było mi z kwatery do tego zamku dotrzeć, bo whisky, grill i rozmowy, narzuciliśmy sobie dyscyplinę i udawało nam się być na zamku już na pierwszym koncercie znaczy mnie, bo znajomi wybierali kościół i w piątek i sobotę).
Dogs in Trees- dobre, klimatyczne i sympatyczne, niezły początek festiwalu
Radogost- miałem odpuścić, ale zostałem, nie żałuję, niezła zabawa
Das Moon- pani trochę ubrana jak na dyskotekę była, ale koncert przedni, podobało mi się
Deathcamp Project- jeden z najlepszych koncertów festiwalu, dobrze, rockowo, mocno,
Moonlight był zespołem, na który chyba czekałem w 2016 najbardziej. Nie rozczarowałem się, zachwyciłem, Maja dalej głos ma, muzycznie było ślicznie, choć idealnie nie było, bo trochę za krótko, niepotrzebny ten pan, co się w dwu kawałkach wokalnie udzielał, no i chyba jednak byli stremowani. Ale plus duży, radość duża, piękny, sentymentalny powrót do przeszłości, kiedy jeszcze na wszystko było nadzieja i nic nie było wiadome.
Xandria- atmosfera była żywiołowa, pani nawiązywała kontakt z publiką, muzyka niezła, ale ten skrzeczący głos wokalistki, ogólnie do poskakania fajne, ale nic, co by zachwyciło.
No i headliner: czekałem, myślałem, że będzie pięknie tak jak na Deine Lakaien czy Lacrimosie, jednak nie było, za smętnie za nudno, trochę jakby grali ten sam kawałek. Poza jednym bisem brakło im poweru. No cóż, wolę Clan of Xymox słuchać w domu.
Sobota
Dotarłem na Tranquilizer, z opóźnieniem kilkuminutowym, było cudownie, było hipnotycznie, było pięknie, szkoda że tak krótko. Jak dla mnie mogą grać co roku, zachwyciłem się już przed festiwalem, na CP tylko się utwierdziłem, że świetna muza.
The Cuts zagrało równie dobrze, brakło kilka kawałków, może nie do końca w klimacie Castle Party, ale świetny rockendroll z niegłupimi tekstami. trochę przypominali mi projekty Lesława (Komety, Partia) i Grabaża (Pidżama, Strachy), tylko na mroczniejszą modłę. jestem za, ludzie też się bawili świetnie.
Później zaczęło się już klasycznie i gotycko czyli The Spiritual Bat, bardzo dobra muza, moje klimaty.
Blindead sobie podarowałem, bo się nasyciłem koncertami, choć żałowałem na poprzednim CP że ich nie zobaczyłem, no cóż, człowiek zmiennym jest.
Po drinku, jedzonku i rozmowie na egzystencjalne tematy wróciłem na końcówkę Leather Strip, podobało mi się, nawet żałowałem, że nie byłem na całym (btw, dziwnie tak na zamku bez electro w tym roku i bez niemieckiej dyskoteki, nie ma przy czym poskakać, nie ma na co narzekać)
Garden i Fields- no cóż, gotyckie misterium, pięknie i mrocznie, ale nie wywołali we mnie takich emocji jak na poprzednich festiwalach Lacrimosa, Anneke, Zeromancer, Beauty of Gemina, Whispers in the Shadow, Deine Lakaien czy genialny LAM. ale to bardziej o mnie chodzi niż o muzykę.
Niedziela
W niedzielę był jednak grill, była whisky i były rozmowy dzienne Polaków o wszystkim a głównie o uchodźcach, islamie i multikulturowości, których ja byłem orędownikiem i obrońcą, ale miałem dobrego adwersarza (pozdro Tomku:)),
Dotarłem więc dopiero na Skeletal Family i oczywiście mnie zachwyciło, wokalistka pełna energii, muzycznie moje klimaty, klasycznie. Takie bandy powinny być zawsze.
Absolute Body Control sobie odpuściłem, ale nie pamiętam, gdzie i co robiłem.
Na De/ Vision wróciłem i nie chwyciło mnie, trochę jak szkolna dyskoteka, no i zamiast niemieckiej wersji Depeche Mode wolałbym jednak oryginał. Lepsze niż And One, ale podobali mi się średnio, wolałem ich słuchać w domu.
No i Closterkeller- dla mnie bomba, ale obiektywny nie jestem. Anję uwielbiam po prostu, Clostera na zamku chciałem zobaczyć i usłyszeć.
Zagrali bardzo pod festiwal: mrocznie, ciężko, mocno, z nawiązaniami do klasyki (covery DCD, Siouxsie i The Cure), zagrali cudownie "Miraż", na bis "Violette", czego więcej potrzeba do szczęścia. No może lepszego nagłośnienia i coś z płyty "Scarlette". No ale przy Closterze ja bym ułożył 3 różne setlisty i by kawałki się nie powtarzały:)
I koniec niestety nadszedł.
Z różnych względów jedno z lepszych Castle Party dla mnie, poza muzyką było genialnie towarzysko, była znowu świetna kwatera i gospodyni, były aftery. Pięknie było, znacznie lepiej niż rok temu.
No a teraz korporzeczywistość:)
------------------------------------------------
Author: tecumseh
PM E-mail
Writen at: 2016-08-17 20:56:40
Dobrze, przyszedł czas na recenzję.
CZWARTEK
Pozytywne zaskoczenie przy Monolight, jakoś nigdy ich nie słuchałem. Pan z Two Witches był ciut irytujący, zastanawiam się, czy już kiedyś nie grał w Bolkowie z jakimś zespołem. Devil & Universe ok acz zbyt bezwokalowo jak dla mnie. NEO niestety opuściłem. XIII Stoleti ok, gdyby nie okropny tłok. :/
PIĄTEK
Pierwszy Dogs in Trees zagrali całkiem przyzwoity coldwave, Radogost ok, choć mogli zagrać więcej starych kawałków. Das Moon nigdy mnie nie porywał. Deathcamp Project przyzwoicie, tak jak się spodziewałem, Moonlight zaskoczyło mnie że znam ich kawałki, z hen zamierzchłej przedgotyckiej przeszłości. :D Xandria wielki zawód, lubię płytę Nevermore;s End, ale obecna wokalistka nie ma głosu jak Manuelle, i nie daje rady prawidołowo ich zaśpiewać. :( Clan of Xymox przyzwoicie, acz bez szału. Lepiej niż w 2010 czy 11 jak byli ostatnio.
SOBOTA
Zdecydowanie The Spiritual Bat dali jeden z dwóch najlepszych koncertów CP 2016, spodziewałem się że zagrają dobrze, ale i tak byłem pod wielkim, przeolbrzymim wrażeniem. Purpha - zagrali słabo, wybrali najnodniejszy możliwy repertuar, a znam go trochę. Leather Strip mnie nie przekonuje, acz to było fajne, jak pod koniec wyznał że są parą z klawiszowcem. Cenię sobie szczerość. :) Garden of Delight - w porządku, dynamika nie powalała. :P Choć przy Merciful na to nie narzekam. Zabrakło najlepszych kawałków z pierwszych płyt, w tym zwłaszcza Inanna. :( Fieldsi w porządku, jak zawsze, bez szału, bez zaskoczenia, nawet się zmyłem w połownie. Grają dobrze, słucha się przyjemnie, ale niesamowitym doświadczeniem to to nie jest. W sumie nawet mój pierwszy ich koncert nie był niesamowity, nigdy ich nie ubóstwiałem. ;)
NIEDZIELA
Otworzyli dzień This Cold ze świetnym występem, szkoda że o tak wczesnej porze. :/ Sexy Suicide trochę zbyt new wave pop jak dla mnie. Chociaż jak ktoś lubi. Warsztat wokalny prezentuje się przyzwoicie, a nawet lepiej. Skeletal Family - przecudny, świetny koncert. Drugi najlepszy na tym festiwalu, jak dla mnie, zdecydowanie. De/vision - ujdą, zagrali nawet jeden kawałek który znam. :D (Ten z "please, tell me why I belong to...") Chociaż średnio moje klimaty. No i Closterkeller, jak zawsze świetnie, czekałem na Tyziphone i to było niesamowite. Świetne zakończenie. :)
NAJLEPSZE KONCERTY
1. The Spiritual Bat - zdecydowanie, świetny wokal, idealna muzyka, cudnie.
2. Skeletal Family - świetny koncert i miłe zaskoczenie, kojarzyłem ich acz nie spodziewałem się tak dobrego koncertu.
3. Tu jest trudno. Waham się między This Cold (świetny występ), CoX (zagrali najlepiej z wszystkich razy, kiedy ich widziałem), Garden of Delight (w ogóle byli :P ), Monolight (pozytywne zaskoczenie) i Closterkeller (boska Tyziphone). Chyba ten punkt zostanie taki dzielony. ;)
NAJGORSZE KONCERTY.
1. Xandria - liczyłem na Manuelle Kraller na wokalu, płyta z nią to jedyna Xandrii którą lubię. Niestety, obecna wokalistka nie dała sobie rady z repertuarem napisanym dla Manuelle, co było bardzo nieprzyjemnie słuchać. :/ Może nie dałbym im jedynki, ale naprawdę liczyłem na ten koncert. :(
2. XIII Stoleti - nie tyle koncert, ile upiorny tłok i ścisk w kościele. Nie szło wytrzymać dłużej niż kilka minut. Acz żałuję najbardziej, że wyszedłem tuż przed Elisabeth. :/
3. Purpha - brakowało dynamiki, zagrali najnudniejszą i najmniej widowiskową część repertuaru jakim dysponują. :/ Nie sądzę, aby to było dobre taktycznie zagranie.
------------------------------------------------
CZWARTEK
Pozytywne zaskoczenie przy Monolight, jakoś nigdy ich nie słuchałem. Pan z Two Witches był ciut irytujący, zastanawiam się, czy już kiedyś nie grał w Bolkowie z jakimś zespołem. Devil & Universe ok acz zbyt bezwokalowo jak dla mnie. NEO niestety opuściłem. XIII Stoleti ok, gdyby nie okropny tłok. :/
PIĄTEK
Pierwszy Dogs in Trees zagrali całkiem przyzwoity coldwave, Radogost ok, choć mogli zagrać więcej starych kawałków. Das Moon nigdy mnie nie porywał. Deathcamp Project przyzwoicie, tak jak się spodziewałem, Moonlight zaskoczyło mnie że znam ich kawałki, z hen zamierzchłej przedgotyckiej przeszłości. :D Xandria wielki zawód, lubię płytę Nevermore;s End, ale obecna wokalistka nie ma głosu jak Manuelle, i nie daje rady prawidołowo ich zaśpiewać. :( Clan of Xymox przyzwoicie, acz bez szału. Lepiej niż w 2010 czy 11 jak byli ostatnio.
SOBOTA
Zdecydowanie The Spiritual Bat dali jeden z dwóch najlepszych koncertów CP 2016, spodziewałem się że zagrają dobrze, ale i tak byłem pod wielkim, przeolbrzymim wrażeniem. Purpha - zagrali słabo, wybrali najnodniejszy możliwy repertuar, a znam go trochę. Leather Strip mnie nie przekonuje, acz to było fajne, jak pod koniec wyznał że są parą z klawiszowcem. Cenię sobie szczerość. :) Garden of Delight - w porządku, dynamika nie powalała. :P Choć przy Merciful na to nie narzekam. Zabrakło najlepszych kawałków z pierwszych płyt, w tym zwłaszcza Inanna. :( Fieldsi w porządku, jak zawsze, bez szału, bez zaskoczenia, nawet się zmyłem w połownie. Grają dobrze, słucha się przyjemnie, ale niesamowitym doświadczeniem to to nie jest. W sumie nawet mój pierwszy ich koncert nie był niesamowity, nigdy ich nie ubóstwiałem. ;)
NIEDZIELA
Otworzyli dzień This Cold ze świetnym występem, szkoda że o tak wczesnej porze. :/ Sexy Suicide trochę zbyt new wave pop jak dla mnie. Chociaż jak ktoś lubi. Warsztat wokalny prezentuje się przyzwoicie, a nawet lepiej. Skeletal Family - przecudny, świetny koncert. Drugi najlepszy na tym festiwalu, jak dla mnie, zdecydowanie. De/vision - ujdą, zagrali nawet jeden kawałek który znam. :D (Ten z "please, tell me why I belong to...") Chociaż średnio moje klimaty. No i Closterkeller, jak zawsze świetnie, czekałem na Tyziphone i to było niesamowite. Świetne zakończenie. :)
NAJLEPSZE KONCERTY
1. The Spiritual Bat - zdecydowanie, świetny wokal, idealna muzyka, cudnie.
2. Skeletal Family - świetny koncert i miłe zaskoczenie, kojarzyłem ich acz nie spodziewałem się tak dobrego koncertu.
3. Tu jest trudno. Waham się między This Cold (świetny występ), CoX (zagrali najlepiej z wszystkich razy, kiedy ich widziałem), Garden of Delight (w ogóle byli :P ), Monolight (pozytywne zaskoczenie) i Closterkeller (boska Tyziphone). Chyba ten punkt zostanie taki dzielony. ;)
NAJGORSZE KONCERTY.
1. Xandria - liczyłem na Manuelle Kraller na wokalu, płyta z nią to jedyna Xandrii którą lubię. Niestety, obecna wokalistka nie dała sobie rady z repertuarem napisanym dla Manuelle, co było bardzo nieprzyjemnie słuchać. :/ Może nie dałbym im jedynki, ale naprawdę liczyłem na ten koncert. :(
2. XIII Stoleti - nie tyle koncert, ile upiorny tłok i ścisk w kościele. Nie szło wytrzymać dłużej niż kilka minut. Acz żałuję najbardziej, że wyszedłem tuż przed Elisabeth. :/
3. Purpha - brakowało dynamiki, zagrali najnudniejszą i najmniej widowiskową część repertuaru jakim dysponują. :/ Nie sądzę, aby to było dobre taktycznie zagranie.
------------------------------------------------
Author: Alexander
PM
Writen at: 2016-08-19 23:23:08
W sumie to bym się w dużej mierze zgodził z Tobą ale zastanawiam się co z Phurpą, bo z tego co pamiętam to grali w niedzielę mniej więcej równolegle z koncertem Closterkeller (a nie w sobotę), a poza tym stwierdzenie: "brakowało dynamiki, zagrali najnudniejszą i najmniej widowiskową część repertuaru jakim dysponują" jest raczej mało trafione do repertuaru, który wykonują (nie to że się czepiam, ale taka mała uwaga :)).
------------------------------------------------
------------------------------------------------
Author: mørketid
PM E-mail
Writen at: 2016-08-20 20:39:06
Quote - mørketid:
W sumie to bym się w dużej mierze zgodził z Tobą ale zastanawiam się co z Phurpą, bo z tego co pamiętam to grali w niedzielę mniej więcej równolegle z koncertem Closterkeller (a nie w sobotę), a poza tym stwierdzenie: "brakowało dynamiki, zagrali najnudniejszą i najmniej widowiskową część repertuaru jakim dysponują" jest raczej mało trafione do repertuaru, który wykonują (nie to że się czepiam, ale taka mała uwaga :)).
Hej:) ,
a do mojej jakże cudownej relacji się nie odniesiesz?
Przesyłam pozdrowienia na południe, gdzie jutro się wybieram, odezwę się, może nawet zawitam do mojego ulubionego miasta:)
Added: 2016-08-20 20:32:48
@mørketid
Phurpa grała w sobotę, Alexander ma rację.
w Niedzielę w kościele było elektro główie, sexy Suicide, Alien Vampires itd
Phurpa była na zakończenie soboty, pokrywało się z Leather Strip.
Nie widziałem ani tego ani tego, ale dobra pamięć plus tajna książeczka:)
Added: 2016-08-20 20:39:06
@Alexander
jak zwykle się ciebie dobrze czyta.
No i z większością się zgadzam.
"Fieldsi w porządku, jak zawsze, bez szału, bez zaskoczenia, nawet się zmyłem w połownie. Grają dobrze, słucha się przyjemnie, ale niesamowitym doświadczeniem to to nie jest"
Hm, a ja bałem sie tu wygłaszać takie herezje, zresztą podobie Garden of Delight, który podobał mi się bardziej, ale też emocji we mnie nie wzbudził.
A co do najlepszych koncertów, to listę miałbym podobną, choć dodałbym Tranqulizer, z powodu fajnej atmosfery The Cuts też, (widziałeś?), no i żałuję, że nie widziałem This Cold i nie słyszałem
Ale chyba moja lista ulubionych byłaby:
Skeletal Family, Closterkeller, The Spiritual Bat, Moonlight, Tranqulizer, The Cuts, Deathcamp Project
------------------------------------------------
Author: tecumseh
PM E-mail
Writen at: 2016-08-20 21:51:04
@tecumseh
Faktycznie Alexander miał rację co do występu Phurpy w sobotę, więc zwracam honor i przepraszam Alexandra za dezinformację (pomimo wczesnej trzydziestki, pamięć u mnie już nie taka sama co 10 lat temu :)).
A co do Twojej recenzji, to oczywiście zgadzam się że CP 2016 było najlepsze od lat. Moje Top 5 to:
1. Garden of Delight - zagrali ciężko, mrocznie, monumentalnie i jak dla mnie b. dobrze nagłośniony koncert
2. Fields of the Nephilim - byłby na pierwszym miejscu w zestawieniu ale minus za kiepski sound i krótki set (chociaż to norma u nich)
3. Deathcamp Project - bardzo energetyczny, żywiołowy koncert i oczywiście świetne wykonanie mojego ulubionego "Dead hours" a na zakończenie mrocznego "Rain"
4. The Devil and the Universe - mieszanka dark ambientu i mocnego industrialu plus religijne i sataniczne wizualizacje zaserwowały więcej siarki i szatana niż wszystkie razem wzięte piątkowe występy metalowych bandów:) - no może poza Outre:).
5. Moonlight/Closterkeller - pomimo braku perkusji oraz bardziej elektroniczne aranżacje utworów bardzo udany występ Moonlight - wokal Maji na szczęście bez zmian:), a w przypadku Clostera mega plus za covery DCD, The Cure i Siouxsie and the Banshees oraz za utwory z "Nero", no i ten deszczyk pod koniec występu Anji:).
W tym roku wyjątkowo nie doświadczyłem totalnie złych koncertów tzn. takich w trakcie których nie miałem ochoty nawet sączyć piwka.
------------------------------------------------
Faktycznie Alexander miał rację co do występu Phurpy w sobotę, więc zwracam honor i przepraszam Alexandra za dezinformację (pomimo wczesnej trzydziestki, pamięć u mnie już nie taka sama co 10 lat temu :)).
A co do Twojej recenzji, to oczywiście zgadzam się że CP 2016 było najlepsze od lat. Moje Top 5 to:
1. Garden of Delight - zagrali ciężko, mrocznie, monumentalnie i jak dla mnie b. dobrze nagłośniony koncert
2. Fields of the Nephilim - byłby na pierwszym miejscu w zestawieniu ale minus za kiepski sound i krótki set (chociaż to norma u nich)
3. Deathcamp Project - bardzo energetyczny, żywiołowy koncert i oczywiście świetne wykonanie mojego ulubionego "Dead hours" a na zakończenie mrocznego "Rain"
4. The Devil and the Universe - mieszanka dark ambientu i mocnego industrialu plus religijne i sataniczne wizualizacje zaserwowały więcej siarki i szatana niż wszystkie razem wzięte piątkowe występy metalowych bandów:) - no może poza Outre:).
5. Moonlight/Closterkeller - pomimo braku perkusji oraz bardziej elektroniczne aranżacje utworów bardzo udany występ Moonlight - wokal Maji na szczęście bez zmian:), a w przypadku Clostera mega plus za covery DCD, The Cure i Siouxsie and the Banshees oraz za utwory z "Nero", no i ten deszczyk pod koniec występu Anji:).
W tym roku wyjątkowo nie doświadczyłem totalnie złych koncertów tzn. takich w trakcie których nie miałem ochoty nawet sączyć piwka.
------------------------------------------------
Author: mørketid
PM E-mail
Writen at: 2016-08-22 11:15:09
Jakoś leniwie w tym roku zabieram się do relacji i w sumie nie wiem czy ktoś ma ochotę to czytać no ale niech się tradycji stanie za dość a sam sobie trochę powspominam przy pisaniu ;-)
Czwartek
Miałem zacząć od monoLight ale znalazłem się w Bolkowie już rano więc zacząłem od początku.
Nonamen i Cemetery of Scream wypadli całkiem nieźle, choć było mi trochę za głośno i pomagałem sobie zatyczkami.
monoLight i Two Witches - fajnie, zgodnie z oczekiwaniami mogłem zacząć się nieźle bawić.
Na dobre wciągnął mnie tego dnia The Devil & The Universe i to mimo tego, że cały okultystyczno-satanistyczny przekaz Ashleya jest mi zupełnie obcy. Gdybym nie wiedział czego się po nim spodziewać, to mogłoby być tego za dużo ale akurat z koncertów, wywiadów, płyt Whispers in the Shadow i rozmowy bezpośredniej wiem jak jest on wkręcony w swój mistyczny świat i nauczyłem się oddzielać muzykę od nieinteresującej mnie treści. No i muzycznie był to niezły trans w dodatku trzymający przez cały koncert i nie nudzący się mimo pozornie dość podobnych utworów. Widać było, że sporo osób na widowni dało się wciągnąć.
Near Earth Orbit - chyba trochę mniej wciągnął publiczność a szkoda. Z ich muzyką chyba trzeba trochę się osłuchać wcześniej, żeby w pełni ją przyjąć na koncercie. Co do przekazu, to temat zagłady cywilizacji, któremu dedykowany jest cały projekt N.E.O. jest mi dużo bliższy. Obawiam się tylko, że Artaud z Ashleyem zbyt optymistycznie zakładają, że dociągniemy aż do 2034 roku :-)
XIII Stoleti - było faktycznie ciasno ale nie tak strasznie. Przed koncertem wyszedłem posilić się jakimś paskudztwem na zewnątrz i wróciłem bocznymi drzwiami bez problemu dochodząc do 1/3 długości sali od sceny. Koncert bardzo udany i to nie tylko stare utwory ale również z nowej płyty, która jest moim zdaniem świetna. Nie udało mi się jej kupić - nie było na stoisku. W ogóle w tym roku brakło aż 4 płyt, które miałem zamiar kupić. W każdym razie ścisk nie popsuł mi zabawy, bardziej nie podobało mi się opóźnienie, bo o 1 w nocy chciałem zdążyć do Sorento na set DJane Moonskin i straciłem ostatnie utwory koncertu. Nie żałuję, bo w Sorento klimat był wyśmienity. Gust muzyczny Kasi bardzo pokrywa się z moim więc bez specjalnego zamawiania (choć i to miało miejsce) usłyszałem dużo tego, co lubię. W dodatku to był jedyny set z kilku, na których byłem w tym roku z prawidłowym poziomem dźwięku - czytaj: nie było za głośno i wszystko było słychać czysto.
Piątek
Zaczęło się od klimatycznego występu Dogs in Trees, których polubiłem całkiem niedawno. Nie zawiedli mnie.
Potem byłem na Das Moon i tu nastawiałem się na coś troszkę innego - może więcej melodii takich jak Violent Lullaby a może na trochę inny przekaz sceniczny. Nie złapałem do końca klimatu tego koncertu.
Deathcamp Project za to bardzo dobrze do mnie trafili. To chyba najlepszy ich koncert, na jakim byłem.
Moonlight - bardzo się cieszę, że doszło do tego koncertu. Słuchałem ich w różnych okresach twórczości, trochę z przerwami. Tu udało się zebrać dużo pięknych smaczków z całej historii zespołu. Może te nowe pomysły muzyczne w innej konwencji były trochę zbędne ale całość przeżywało się wspaniale.
Na Xandrii, o której są podzielone opinie, nie byłem - nie mogłem się przekonać słuchając przed festiwalem. Wyskoczyłem do Sorento poodbijać trochę balonów z ekipą z Niemiec ;-)
Wróciłem na Clan Of Xymox i tu dostałem ucztę wspomnień z dzieciństwa, super zabawy w świetnej atmosferze na widowni i okazję doświadczenia na żywo kilku świetnych nowszych utworów z Matters Of Mind, Body And Soul. Emocjonalnie - bardzo silne przeżycia. Już myślałem, że to będzie najpiękniejszy moment festiwalu ... ale o tym za chwilę.
Sobota
To był długi dzień.
Zacząłem od dark ambientów w Kościele ale jakoś nie mogłem się wczuć w atmosferę dwóch pierwszych koncertów.
Potem przeniosłem się na Zamek na Tranquilizer, który zaciekawił mnie przed festiwalem. Ktoś napisał, że ten koncert był audiofilskim doznaniem. Rzeczywiście, pięknie nagłośniony ale dopracowany brzmieniowo przede wszystkim przez sam zespół. W ogóle nie wiem jak zaklasyfikować tę muzykę ale chciałbym więcej takich doznań na Castle Party.
Potem powrót do Kościoła na Bisclaveret, na który czekałem i który od razu przeniósł mnie w swój świat. Dalej celebruję ich muzykę z płyty.
Znowu trasa pod górę, żeby zdążyć na The Spiritual Bat. Też czekałem na ten koncert i dużo się spodziewałem. Przyjemność popsuł mi pan od dźwięku, który postanowił, że to on zagra zamiast zespołu no i zagrał na stopie od perkusji i basie. Próbowałem jakoś to wytłumić zatyczkami albo ustawianiem się coraz dalej od sceny ale było tylko gorzej. Przypomniał mi się identycznie rozwalony koncert The Eden House. Przyjemność na którą się szykowałem, została roztrzaskana razem z uszami. No trudno.
Blindead - znowu powrót do audiofilskiego nagłośnienia, tym razem wymagającego dynamicznie gatunku, który chyba można nazwać progressive goth-rock. Wśród znawców krążą jakieś podzielone opinie na temat nowego wokalisty. Znam tylko tego i jest dla mnie rewelacyjny. Gitarzyści również. Wszystko było słychać pięknie więc można się było upajać bardzo zróżnicowanymi środkami ekspresji i chłonąć tę ucztę dla ucha. O tym gatunku też proszę pamiętać na kolejnych edycjach.
Leather Strip - byłem na ich poprzednim występie. Tu czekałem na trochę inną formę niż poprzednio a konkretnie - trochę czystego wokalu Clausa albo trochę więcej melodii albo jakiś spokojniejszych utworów dla wytchnienia a nie brakuje takich w ich repertuarze. Zniekształcacz głosu i szaleńcze tempo trochę mnie zmęczyły przez co w dobrym klimacie byłem tak do połowy występu.
Garden Of Delight - dobrze, że dostaliśmy ten koncert. Garden to po prostu kopalnia pięknych gotyckich kompozycji, które wywołują piękne emocje a jakoś nigdy nie udało mi się obcować z nimi na żywo więc był to jeden z tych momentów, dla których warto było przyjechać w tym roku do Bolkowa.
No i headliner - główne danie na sam koniec. Fields Of The Nephilim to żywa legenda. Znowu na widowni zapanowała wspaniała atmosfera a Carl z ekipą pozwolili mi przenieść się niemal 30 lat wstecz, gdy pierwszy raz przeżywałem ich muzykę nagrywając na kasety z audycji Tomka Beksińskiego. Dla mnie emocjonalnie istnieją tylko 3 pierwsze płyty Fieldsów ale usłyszałem z nich tyle ile chciałem. Podobno koncert był krótki. Nawet nie wiem - chyba intensywne doznania wyłączają poczucie czasu. Nasyciłem się tak, jakby to trwało ze 3 godziny. Już myślałem, że to będzie najpiękniejszy moment festiwalu ... ale o tym za chwilę.
Pisałem już, że to był długi dzień? No właśnie. O 2 w nocy, tych którzy dotarli do Sorento czekał jeszcze deser tego dnia w postaci kameralnego występu The Proof. Upiorna poezja, trafiające do ucha dźwięki i ekspresyjne wykonanie bardzo dobrze się sprawdziły w tych dość dziwnych warunkach. Bardzo się cieszę, że tam byłem.
Niedziela
Zaczęła się od mojego ulubionego This Cold i pierwszego pięknego koncertu tego dnia. Agata prezentowała się kwitnąco mimo wiadomych utrudnień zdrowotnych i dodatkowego przeziębienia. Tym razem płytę miałem kupioną wcześniej a w dniu koncertu już jej zabrakło. Słówko o płycie. Zawiera ona oprócz nowych udanych kompozycji też te, które już znamy z wcześniejszej EPki. Często bywa tak, że zespoły zmieniają wersje singlowe tak, że na płycie to już nie jest to samo. Tu jest odwrotnie. Utwory zostały dopieszczone i nabierają na albumie pełniejszego smaku.
Później byłem na Skeletal Family. Koncert był o tej samej porze i w podobnym klimacie co The Spiritual Bat dzień wcześniej. Na szczęście nie było podobnego nagłośnienia i nic nie przeszkadzało uczestniczyć w nietoperzowej zabawie. Akurat wokół mnie było sporo osób które dobrze pamiętam z Return to The Batcave we Wrocławiu więc klimat miałem najlepszy z możliwych do odbierania tego koncertu. Pojawiła się nawet brytyjska pogoda (zespół przypisał sobie tę zasługę) ale w wersji bardzo miłosiernej - akurat tak żeby się odświeżyć a nie wyciągać jeszcze parasoli.
No i za chwilę zmiana stylu na klasykę EBM w wykonaniu Absolute Body Control. Wykonawcy tego stylu często budzili kontrowersje w Bolkowie i faktycznie są ciekawi przedstawiciele gatunku ale też robiący z niego prymitywną dyskotekę. ABC mam nadzieję takich kontrowersji nie wywoływał. Dla mnie to był idealny przykład minimalizmu, który potrafi rozgrzać do czerwoności. No i mogliśmy usłyszeć oryginał Surrender No Resistance po zeszłorocznym coverze, który wykonała Monica Jeffries. Tu muszę powiedzieć, że Monica zrobiła z tego świetnego utworu coś jeszcze lepszego. Takich wykonawców EBM chętnie widziałbym na CP co rok - zarówno klasyków jak i zdolną młodzież.
De/Vision - tu znowu muszę się odnieść do kontrowersji i nazywania ich niemiecką kopią DM. Wzorują się mocno i co z tego? Podobnie jak np. Merciful Nuns to niemieckie Sisters i Fields 2 in 1. No i co z tego? Mam z tego powodu zaprzeczać, że mi się podobało? Poza tym De/Vision wydał właśnie bardzo udaną płytę - 13. Chciałem usłyszeć utwory z niej na koncercie i naprawdę dużej przyjemności dostarczyło mi pływanie w ich melodiach. Co do naśladowców DM, to ciągle jeszcze nie było w Bolkowie naszego rodzimego Ice Machine a przydałoby się.
Potem był bardzo miły akcent podziękowań dla osób, które budowały przez lata nasz najwspanialszy festiwal na świecie. Dzięki Panie i Panowie, po stokroć dzięki! Próbowaliśmy zaśpiewać Sto Lat ale zabrakło dyrygenta, który by zsynchronizował wszystkie ośrodki rozpoczynające w różnym czasie i śpiew się rozsypał.
No i przyszedł ostatni koncert tej edycji. Nastawiałem się na przyjemne zakończenie bo Closterkeller lubię od lat a tu ... Anja zaczęła jak Hitchcock od trzęsienia ziemi. Tylko, że to było emocjonalne trzęsienie ziemi. Tego wykonania wokalizy Lisy Gerard z De Profundis nie zapomnę do końca życia. Początek tego koncertu w postaci tej wokalizy, Łez w Deszczu i coveru One Hundred Years był moim najsilniejszym koncertowym przeżyciem emocjonalnym ever (and forever - tak mi się w tej chwili wydaje). W dodatku w ten sposób Anja otworzyła mnie maksymalnie na percepcję tego, co było dalej a tam co chwila pojawiały się dźwięki i teksty poruszające do głębi. Wśród nich kolejny miażdżący cover Israel i na doskonałe zakończenie - Agnieszka.
No i to był mój najpiękniejszy moment najpiękniejszej edycji Castle Party ... jak dotąd ;-)
------------------------------------------------
pozdrowionka
pinkdotR
Czwartek
Miałem zacząć od monoLight ale znalazłem się w Bolkowie już rano więc zacząłem od początku.
Nonamen i Cemetery of Scream wypadli całkiem nieźle, choć było mi trochę za głośno i pomagałem sobie zatyczkami.
monoLight i Two Witches - fajnie, zgodnie z oczekiwaniami mogłem zacząć się nieźle bawić.
Na dobre wciągnął mnie tego dnia The Devil & The Universe i to mimo tego, że cały okultystyczno-satanistyczny przekaz Ashleya jest mi zupełnie obcy. Gdybym nie wiedział czego się po nim spodziewać, to mogłoby być tego za dużo ale akurat z koncertów, wywiadów, płyt Whispers in the Shadow i rozmowy bezpośredniej wiem jak jest on wkręcony w swój mistyczny świat i nauczyłem się oddzielać muzykę od nieinteresującej mnie treści. No i muzycznie był to niezły trans w dodatku trzymający przez cały koncert i nie nudzący się mimo pozornie dość podobnych utworów. Widać było, że sporo osób na widowni dało się wciągnąć.
Near Earth Orbit - chyba trochę mniej wciągnął publiczność a szkoda. Z ich muzyką chyba trzeba trochę się osłuchać wcześniej, żeby w pełni ją przyjąć na koncercie. Co do przekazu, to temat zagłady cywilizacji, któremu dedykowany jest cały projekt N.E.O. jest mi dużo bliższy. Obawiam się tylko, że Artaud z Ashleyem zbyt optymistycznie zakładają, że dociągniemy aż do 2034 roku :-)
XIII Stoleti - było faktycznie ciasno ale nie tak strasznie. Przed koncertem wyszedłem posilić się jakimś paskudztwem na zewnątrz i wróciłem bocznymi drzwiami bez problemu dochodząc do 1/3 długości sali od sceny. Koncert bardzo udany i to nie tylko stare utwory ale również z nowej płyty, która jest moim zdaniem świetna. Nie udało mi się jej kupić - nie było na stoisku. W ogóle w tym roku brakło aż 4 płyt, które miałem zamiar kupić. W każdym razie ścisk nie popsuł mi zabawy, bardziej nie podobało mi się opóźnienie, bo o 1 w nocy chciałem zdążyć do Sorento na set DJane Moonskin i straciłem ostatnie utwory koncertu. Nie żałuję, bo w Sorento klimat był wyśmienity. Gust muzyczny Kasi bardzo pokrywa się z moim więc bez specjalnego zamawiania (choć i to miało miejsce) usłyszałem dużo tego, co lubię. W dodatku to był jedyny set z kilku, na których byłem w tym roku z prawidłowym poziomem dźwięku - czytaj: nie było za głośno i wszystko było słychać czysto.
Piątek
Zaczęło się od klimatycznego występu Dogs in Trees, których polubiłem całkiem niedawno. Nie zawiedli mnie.
Potem byłem na Das Moon i tu nastawiałem się na coś troszkę innego - może więcej melodii takich jak Violent Lullaby a może na trochę inny przekaz sceniczny. Nie złapałem do końca klimatu tego koncertu.
Deathcamp Project za to bardzo dobrze do mnie trafili. To chyba najlepszy ich koncert, na jakim byłem.
Moonlight - bardzo się cieszę, że doszło do tego koncertu. Słuchałem ich w różnych okresach twórczości, trochę z przerwami. Tu udało się zebrać dużo pięknych smaczków z całej historii zespołu. Może te nowe pomysły muzyczne w innej konwencji były trochę zbędne ale całość przeżywało się wspaniale.
Na Xandrii, o której są podzielone opinie, nie byłem - nie mogłem się przekonać słuchając przed festiwalem. Wyskoczyłem do Sorento poodbijać trochę balonów z ekipą z Niemiec ;-)
Wróciłem na Clan Of Xymox i tu dostałem ucztę wspomnień z dzieciństwa, super zabawy w świetnej atmosferze na widowni i okazję doświadczenia na żywo kilku świetnych nowszych utworów z Matters Of Mind, Body And Soul. Emocjonalnie - bardzo silne przeżycia. Już myślałem, że to będzie najpiękniejszy moment festiwalu ... ale o tym za chwilę.
Sobota
To był długi dzień.
Zacząłem od dark ambientów w Kościele ale jakoś nie mogłem się wczuć w atmosferę dwóch pierwszych koncertów.
Potem przeniosłem się na Zamek na Tranquilizer, który zaciekawił mnie przed festiwalem. Ktoś napisał, że ten koncert był audiofilskim doznaniem. Rzeczywiście, pięknie nagłośniony ale dopracowany brzmieniowo przede wszystkim przez sam zespół. W ogóle nie wiem jak zaklasyfikować tę muzykę ale chciałbym więcej takich doznań na Castle Party.
Potem powrót do Kościoła na Bisclaveret, na który czekałem i który od razu przeniósł mnie w swój świat. Dalej celebruję ich muzykę z płyty.
Znowu trasa pod górę, żeby zdążyć na The Spiritual Bat. Też czekałem na ten koncert i dużo się spodziewałem. Przyjemność popsuł mi pan od dźwięku, który postanowił, że to on zagra zamiast zespołu no i zagrał na stopie od perkusji i basie. Próbowałem jakoś to wytłumić zatyczkami albo ustawianiem się coraz dalej od sceny ale było tylko gorzej. Przypomniał mi się identycznie rozwalony koncert The Eden House. Przyjemność na którą się szykowałem, została roztrzaskana razem z uszami. No trudno.
Blindead - znowu powrót do audiofilskiego nagłośnienia, tym razem wymagającego dynamicznie gatunku, który chyba można nazwać progressive goth-rock. Wśród znawców krążą jakieś podzielone opinie na temat nowego wokalisty. Znam tylko tego i jest dla mnie rewelacyjny. Gitarzyści również. Wszystko było słychać pięknie więc można się było upajać bardzo zróżnicowanymi środkami ekspresji i chłonąć tę ucztę dla ucha. O tym gatunku też proszę pamiętać na kolejnych edycjach.
Leather Strip - byłem na ich poprzednim występie. Tu czekałem na trochę inną formę niż poprzednio a konkretnie - trochę czystego wokalu Clausa albo trochę więcej melodii albo jakiś spokojniejszych utworów dla wytchnienia a nie brakuje takich w ich repertuarze. Zniekształcacz głosu i szaleńcze tempo trochę mnie zmęczyły przez co w dobrym klimacie byłem tak do połowy występu.
Garden Of Delight - dobrze, że dostaliśmy ten koncert. Garden to po prostu kopalnia pięknych gotyckich kompozycji, które wywołują piękne emocje a jakoś nigdy nie udało mi się obcować z nimi na żywo więc był to jeden z tych momentów, dla których warto było przyjechać w tym roku do Bolkowa.
No i headliner - główne danie na sam koniec. Fields Of The Nephilim to żywa legenda. Znowu na widowni zapanowała wspaniała atmosfera a Carl z ekipą pozwolili mi przenieść się niemal 30 lat wstecz, gdy pierwszy raz przeżywałem ich muzykę nagrywając na kasety z audycji Tomka Beksińskiego. Dla mnie emocjonalnie istnieją tylko 3 pierwsze płyty Fieldsów ale usłyszałem z nich tyle ile chciałem. Podobno koncert był krótki. Nawet nie wiem - chyba intensywne doznania wyłączają poczucie czasu. Nasyciłem się tak, jakby to trwało ze 3 godziny. Już myślałem, że to będzie najpiękniejszy moment festiwalu ... ale o tym za chwilę.
Pisałem już, że to był długi dzień? No właśnie. O 2 w nocy, tych którzy dotarli do Sorento czekał jeszcze deser tego dnia w postaci kameralnego występu The Proof. Upiorna poezja, trafiające do ucha dźwięki i ekspresyjne wykonanie bardzo dobrze się sprawdziły w tych dość dziwnych warunkach. Bardzo się cieszę, że tam byłem.
Niedziela
Zaczęła się od mojego ulubionego This Cold i pierwszego pięknego koncertu tego dnia. Agata prezentowała się kwitnąco mimo wiadomych utrudnień zdrowotnych i dodatkowego przeziębienia. Tym razem płytę miałem kupioną wcześniej a w dniu koncertu już jej zabrakło. Słówko o płycie. Zawiera ona oprócz nowych udanych kompozycji też te, które już znamy z wcześniejszej EPki. Często bywa tak, że zespoły zmieniają wersje singlowe tak, że na płycie to już nie jest to samo. Tu jest odwrotnie. Utwory zostały dopieszczone i nabierają na albumie pełniejszego smaku.
Później byłem na Skeletal Family. Koncert był o tej samej porze i w podobnym klimacie co The Spiritual Bat dzień wcześniej. Na szczęście nie było podobnego nagłośnienia i nic nie przeszkadzało uczestniczyć w nietoperzowej zabawie. Akurat wokół mnie było sporo osób które dobrze pamiętam z Return to The Batcave we Wrocławiu więc klimat miałem najlepszy z możliwych do odbierania tego koncertu. Pojawiła się nawet brytyjska pogoda (zespół przypisał sobie tę zasługę) ale w wersji bardzo miłosiernej - akurat tak żeby się odświeżyć a nie wyciągać jeszcze parasoli.
No i za chwilę zmiana stylu na klasykę EBM w wykonaniu Absolute Body Control. Wykonawcy tego stylu często budzili kontrowersje w Bolkowie i faktycznie są ciekawi przedstawiciele gatunku ale też robiący z niego prymitywną dyskotekę. ABC mam nadzieję takich kontrowersji nie wywoływał. Dla mnie to był idealny przykład minimalizmu, który potrafi rozgrzać do czerwoności. No i mogliśmy usłyszeć oryginał Surrender No Resistance po zeszłorocznym coverze, który wykonała Monica Jeffries. Tu muszę powiedzieć, że Monica zrobiła z tego świetnego utworu coś jeszcze lepszego. Takich wykonawców EBM chętnie widziałbym na CP co rok - zarówno klasyków jak i zdolną młodzież.
De/Vision - tu znowu muszę się odnieść do kontrowersji i nazywania ich niemiecką kopią DM. Wzorują się mocno i co z tego? Podobnie jak np. Merciful Nuns to niemieckie Sisters i Fields 2 in 1. No i co z tego? Mam z tego powodu zaprzeczać, że mi się podobało? Poza tym De/Vision wydał właśnie bardzo udaną płytę - 13. Chciałem usłyszeć utwory z niej na koncercie i naprawdę dużej przyjemności dostarczyło mi pływanie w ich melodiach. Co do naśladowców DM, to ciągle jeszcze nie było w Bolkowie naszego rodzimego Ice Machine a przydałoby się.
Potem był bardzo miły akcent podziękowań dla osób, które budowały przez lata nasz najwspanialszy festiwal na świecie. Dzięki Panie i Panowie, po stokroć dzięki! Próbowaliśmy zaśpiewać Sto Lat ale zabrakło dyrygenta, który by zsynchronizował wszystkie ośrodki rozpoczynające w różnym czasie i śpiew się rozsypał.
No i przyszedł ostatni koncert tej edycji. Nastawiałem się na przyjemne zakończenie bo Closterkeller lubię od lat a tu ... Anja zaczęła jak Hitchcock od trzęsienia ziemi. Tylko, że to było emocjonalne trzęsienie ziemi. Tego wykonania wokalizy Lisy Gerard z De Profundis nie zapomnę do końca życia. Początek tego koncertu w postaci tej wokalizy, Łez w Deszczu i coveru One Hundred Years był moim najsilniejszym koncertowym przeżyciem emocjonalnym ever (and forever - tak mi się w tej chwili wydaje). W dodatku w ten sposób Anja otworzyła mnie maksymalnie na percepcję tego, co było dalej a tam co chwila pojawiały się dźwięki i teksty poruszające do głębi. Wśród nich kolejny miażdżący cover Israel i na doskonałe zakończenie - Agnieszka.
No i to był mój najpiękniejszy moment najpiękniejszej edycji Castle Party ... jak dotąd ;-)
------------------------------------------------
pozdrowionka
pinkdotR
Author: pinkdotR
PM E-mail
Writen at: 2017-02-07 18:25:17
A tu jest relacja z CP w 3 częściach:
------------------------------------------------
Pozdrawiam
Krzysztof Rakowski
------------------------------------------------
Pozdrawiam
Krzysztof Rakowski